Nie ma dla niej nic gorszego niż przemodzone, przewidywalne wnętrze. W autorskich projektach łączy style, zaskakuje “harmonią przeciwieństw”, wymyka się definicjom. Anna Koszela – ceniona architekt wnętrz opowiedziała o pasji, inspiracjach, sztuce i ponadczasowym wzornictwie, a także o tym, jak na przestrzeni 15 lat jej aktywności, zmieniało się podejście do projektowania.
Red.: Czy Pamięta Pani swoją pierwszą publikację w mediach?
Anna Koszela: Tak. To był dom na Zawadach. Nadal współpracuję z Klientką, dla której powstał tamten projekt. Sesja zdjęciowa autorstwa Rafała Lipskiego ukazała się w magazynie “Dom i Wnętrze”. To było jakieś 10 lat temu.
Red.: Jakie są Pani główne źródła inspiracji? Czy jest coś, co szczególnie wpływa na Pani projekty?
A. K.: Jest wiele takich rzeczy – sztuka, podróże, rośliny, wzory. Nieustannie intryguje mnie również zestawienie faktur, kolorów, struktur i zaskakujące kolaże. Wnętrze utrzymane w jednym stylu uważam za skończone, zbyt jednoznaczne. To, co mnie interesuje, zmiana klimatu wraz z upływem czasu, to łączenie różnych wątków i historii. Lubię sensualne wnętrza – nieustannie towarzyszą mi kolor, wygodne, miękkie meble, piękne wzornictwo. Często wykorzystuję wyposażenie vintage. Wybieram przedmioty, które będą służyć latami. Stosuję naturalne materiały, one zwykle pięknie się starzeją.
,,Wnętrze utrzymane w jednym stylu uważam za skończone, zbyt jednoznaczne.”
Anna Koszela
Red.: Bardzo istotnym elementem Pani realizacji jest sztuka. Czy ma Pani wolną rękę podczas tworzenia projektu? Jaką rolę odgrywa w przestrzeniach?
A. K.: Tak, zwykle to ja decyduję o doborze obrazów do przestrzeni. Klienci darzą mnie dużym zaufaniem. Staram się też zainteresować ich fotografią. Nie rozumiem, dlaczego Klientom łatwiej przychodzi wciąż kupno reprodukcji obrazu niż wartościowych, kolekcjonerskich fotografii. Uwielbiam zdjęcia reporterskie – gdy uchwycony zostaje jakiś ulotny moment z życia – fotograf czeka i potrafi w odpowiedniej sekundzie nacisnąć migawkę, ująć magię danej chwili. Zdecydowanie wolę tę formę niż zdjęcia pozowane, statyczne portrety.
Sztuka to także elementy dekoracyjne – wazony, ceramika, rzeźba, one sprawdza się u osób, które interesują się wzornictwem, posiadają własne zbiory, kolekcje takich przedmiotów. W takim wypadku bardzo ważne jest zestawienie poszczególnych elementów, jeden drobny element nie nada wnętrzu charakteru. Szpecący detal lub niekontrolowany bałagan odbiorą wartość każdej przestrzeni.
Warto pamiętać także o sztuce użytkowej, która wprowadza pewien romantyzm do wnętrza – jak na przykład lampy Catellani & Smith. Podobnie dywany – osobiście najbardziej lubię te jedwabne, orientalne, ale uwielbiam również energetyczne, geometryczne wzory. Takie detale dodają wnętrzu smaku, patrzenie i używanie na co dzień pięknych przedmiotów wznosi naszą codzienność na wyższy poziom.
Red.: Trendy a ponadczasowość – jak znaleźć między nimi harmonię, żeby wnętrze się nie zestarzało?
A. K.: Postawić na jakość materiałów i dobre wzornictwo. Zdarza się, że Klient, nawet gdy ma poczucie, że dany przedmiot pochodzi z innej epoki – gdy go dotknie i zobaczy jego proporcje, jakość wykonania, dbałość o detale, nie ma problemu z przekonaniem go do wyboru tego produktu.
Istotną rolę w tworzeniu ponadczasowych wnętrz odgrywa także kolor. Istnieją tak zwane kolory klasyczne – wybierając je nie należy się obawiać, że się zestarzeją. Granat, butelkowa zieleń, pudrowy róż – to są odcienie, które występują we wzornictwie od kilkuset lat i myślę, że nigdy się nie znudzą. Benjamin Moore w swojej palecie Historical Colors zawarł barwy, nieco przybrudzone, które idealnie się uzupełniają.
Red.: Prowadzi Pani pracownię od 15 lat. Jak podejście do projektowania zmieniło się na przestrzeni tego czasu?
A.K.: Dyplom z architektury uzyskałam w 2003 roku. Pamiętam, że Klienci zachowywali wtedy większy dystans – brakowało pierwiastka ufności i zawierzenia architektom, a realizacje najczęściej dotyczyły jednego pomieszczenia – zwykle kuchni bądź łazienki. Dziś, dzięki podróżom, obyciu, śledzeniu światowych trendów, to się zmienia. Mam szczęście, bo większość osób, które do mnie trafia, ceni sobie moje poczucie estetyki – Klienci często pozwalają mi samodzielnie wybierać sztukę i detale do ich przestrzeni, chcą, bym “ożywiła” dane wnętrze, co uważam za dowód dużego zaufania. Mam wrażenie, że oni czują się bezpiecznie pod moją opieką.
Im dłużej projektuję, tym bardziej przekonuję się do tradycyjnego rzemiosła, elementów robionych pod projekt konkretnego wnętrza. Najczęściej stosuję, drewniane podłogi układane w jodłę, z bordiurą, wykonywane na zamówienie kasetony, indywidualnie wybarwiane. Mam ulubione kolory i sposób ułożenia. Uwielbiam też współpracować z dobrymi stolarzami – ale to musi być już rodzaj manufaktury, z dużą dbałością o detal, sztabem technologów drewna itp. Takie meble tworzone przez rzemieślnika, a wręcz artystę, biją na głowę te, które są produkowane masowo. Tego typu realizacje wymagają więcej czasu, ale efekty są warte oczekiwania. Możemy sobie pozwolić na różne wykończenia, intarsje, zabawę kierunkiem i rodzajem usłojenia.
,,Im dłużej projektuję, tym bardziej przekonuję się do tradycyjnego rzemiosła, elementów robionych pod projekt konkretnego wnętrza.”
Anna Koszela
Red.: Za każdym projektem kryje się jakaś historia. Czy ma Pani projekt, który darzy największym sentymentem, najmilej wspomina?
A.K.: Tak naprawdę każda realizacja jest dla mnie równie ważna. Kiedy ktoś zleca mi projekt, zaprasza mnie do swojego intymnego świata. Spotykamy się przy kawie, dyskutujemy, poznajemy się. Wnętrze, które stworzę, musi przecież odzwierciedlać osobowość i upodobania Klienta, a także wpisywać się w jego styl życia. Lubię, kiedy przychodzą do mnie osoby, które stawiają mi ciekawe wyzwania – na przykład znalezienie miejsca dla rodzinnych pamiątek, dzieł sztuki czy dywanu z podróży. To są tematy, które wymagają cierpliwości i uwagi.
Dla Klientów wspólne poszukiwanie inspiracji i rozwiązań jest bardzo przyjemne. Często są to godziny spotkań, wspólne wypady do galerii czy atelier rzemieślników. W dzisiejszych czasach, gdy żyjemy w ciągłym pośpiechu, czas jest jedną z cenniejszych rzeczy, które możemy komuś podarować – i moi Klienci bardzo to doceniają. Czasem w ten sposób nawiązują się długoletnie, ciepłe relacje.
Red.: Jakie ma Pani marzenia, plany na przyszłość?
A. K.: W tym momencie otwieramy nową siedzibę z witryną przy ul. Puławskiej w Warszawie. Cieszę się, że będziemy bardziej dostępni. Lokal jest otwarty na park Morskie Oko, świetnie wyeksponowany, jeśli chodzi o światło. Myślę, że to będzie cudowne miejsce do pracy. Długo zastanawiałam się nad stylem aranżacji. Początkowo myślałam o klasyce, jednak finalnie zdecydowałam się na mój ulubiony eklektyzm. Bardzo ważną rolę w przestrzeni odegra styl vintage – mam wiele przedmiotów, z którymi trudno będzie mi się rozstać, a to właśnie rzeczy, które szczególnie cenimy, mające dla nas wartość sentymentalną, są podstawą do tworzenia przestrzeni w tym stylu. Sztuką jest znalezienie dla nich odpowiedniego miejsca, wyeksponowanie w taki sposób, by współgrały z danym wnętrzem i podkreślały jego charakter.
Widoczne będą tu także nawiązania do stylistyki architektury obiektu. Zrezygnowałam z luksusowej podłogi i zostawiłam na ziemi surowe lastrico. Chciałam znowu poczuć styk stylów, wydobyć coś z tego, co już zastałam w budynku. By jego charakter stworzył nowe, zaskakujące połączenie. Siłą tej przestrzeni będą unikatowe dodatki – między innymi sprowadzona z Francji kuchnia z początków XX wieku czy stalowy kominek z Anglii. Pojawią się rośliny, tkanina, może wiatraki, które stworzą unikatową nieco wakacyjną, nieco kolonialną kompozycję.
Chciałabym, by znalazła się tam ekspozycja – przedmioty, które szczególnie cenimy. Będzie to nie tylko Pracownia, ale również swego rodzaju showroom – chcemy wykorzystać witrynę, dzięki której będziemy inspirować naszych gości oraz przechodniów.
Źródło filmu: Anna Koszela architekt wnętrz
Odwiedź profil na Instagramie Anny Koszeli